Opowiadanie. Co się wydarzyło 2060? Rozdział 2

aicraft.art

ONZ, po latach kryzysów, wojen i konfliktów, w końcu zdołało wprowadzić globalną równowagę.

Kiedy tylko będą mówić: „Pokój i bezpieczeństwo!”, wtedy natychmiast spadnie na nich nagła zagłada — jak bóle porodowe na kobietę ciężarną. I na pewno nie umkną.

Zlikwidowano granice, wprowadzono wspólną walutę, a technologie odnawialne i sztuczna inteligencja zapewniły dobrobyt społeczeństwu. Konflikty zbrojne stały się rzadkością, a ludzkość skupiła się na rozwoju nauki i kultury.

Jednak obserwowałem te wydarzenia z mieszaniną nadziei i sceptycyzmu.

Pomimo tych osiągnięć, rabunkowa gospodarka nadal niszczyła Ziemię, a znaczna część społeczeństwa wciąż żyła w nierówności społecznej. Cały świat zmagał się z pandemiami i klęskami żywiołowymi, które zbierały ogromne żniwo śmierci. Przemoc w zaciszu domowym i inne przestępstwa kryminalne były na porządku dziennym. Nie wspominając o agresji w przestrzeni wirtualnej.

Aby utrzymać tę równowagę na miarę stabilnym poziomie, ONZ podjęło radykalne decyzje – zlikwidowano wpływy organizacji religijnych, które przez wieki były źródłem konfliktów. Religie zostały sprowadzone do roli prywatnych wierzeń, a ich instytucje utraciły władzę polityczną i ekonomiczną. A ogromna cześć społeczeństwa zaczęła wyrażać radość z powodu takiej decyzji.

Jako dziennikarz, który na własne oczy obserwowałem te wydarzenia, mogę powiedzieć, że atmosfera po decyzji ONZ była elektryzująca. Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj.

Tłumy wyległy na ulice, wiwatując i skandując hasła o wolności od religijnych dogmatów. Ludzie tańczyli, śpiewali, a nawet palili stare religijne symbole, manifestując swoją radość z nadejścia nowej ery. Rozmawiałem z wieloma z nich – młodzi ludzie opowiadali o końcu ucisku, o szansie na życie bez narzucanych im zasad. Starsi ludzie wyrażali nadzieję na pokój i tolerancję, na świat, w którym religijne waśnie nie będą już rozdzierać społeczeństwa.

W kawiarniach i parkach toczyły się gorące dyskusje. Jedni świętowali koniec religijnych wojen, które przez wieki nękały ludzkość. Inni widzieli w tym szansę na rozwój nauki i technologii, na uwolnienie się od religijnych zabobonów. Wszyscy jednak zgadzali się, że byliśmy świadkami historycznego momentu.

Socjologowie i politolodzy podkreślali, że decyzja ONZ odzwierciedlała narastające niezadowolenie społeczne z roli religii w polityce. Badania opinii publicznej wykazywały, że większość ludzi uważała religijne instytucje za źródło konfliktów i podziałów. Psychologowie tłumaczyli, że dla wielu osób likwidacja religijnych wpływów oznaczała uwolnienie od poczucia winy i lęku, od psychicznego obciążenia.

Media społecznościowe eksplodowały od postów i komentarzy wyrażających radość z decyzji ONZ. Hashtagi takie jak #KoniecReligijnychWojen, #NowaEra i #WolnośćOdDogmatów biły rekordy popularności. Ludzie dzielili się swoimi osobistymi historiami, wyrażając ulgę i nadzieję. W sieci pojawiały się też głosy krytyczne, ale były one w mniejszości. Większość internautów świętowała koniec religijnych wpływów, publikując memy i grafiki satyryczne, które wyśmiewały religijny fanatyzm.

Jako dziennikarz, staram się zachować obiektywizm, ale muszę przyznać, że ta fala entuzjazmu była zaraźliwa. Ludzie wierzyli, że wreszcie nadeszła era racjonalizmu i tolerancji. Ale widziałem też niepokój, cień wątpliwości, czy ta radość nie jest przedwczesna.

Pamiętam, jak podczas gdy na ulicach panowała euforia, w zaciszu domów wielu ludzi wciąż modliło się w ukryciu. Dla nich decyzja ONZ była ciosem, utratą duchowego przewodnictwa. Ten kontrast między radością a smutkiem był namacalny. W telewizji i radiu dominowały relacje z ulicznych manifestacji radości, ale w internecie pojawiały się też nagrania z tajnych spotkań religijnych, gdzie ludzie wyrażali swój gniew i żal. Ten podział w społeczeństwie był głębszy, niż mogłoby się wydawać.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że ta „równowaga”, ta euforia, była tylko ciszą przed burzą.

W maju 2060 roku, po dekadach budowania kruchej globalnej równowagi przez ONZ,

w przestrzeni cyfrowej zaczęło pojawiać się nowe, niepokojące zjawisko. Początkowo były to pojedyncze, enigmatyczne wiadomości rozsyłane poprzez komunikatory internetowe, aplikacje telefoniczne i generowane przez programy sztucznej inteligencji. Treść tych wiadomości była zaskakująca i prowokująca do myślenia:

Jedna zwiadomości którą otrzymałem osobiście brzmiała następująco.

Obywatelu ziemi, kto udzielił Ci prawo do decydowania o życiu inego człowieka? Czy macie nieograniczone prawo do dysponowania wszystkimi dobrami Ziemi? Nie szanujecie moich praw dotyczących etyki i moralności. Ustanowiliście własne normy.

„Dlatego słuchajcie, narody! I dowiedzcie się, ludzie, co was spotka.

Początkowo wiadomości te były traktowane jako spam, wirusy lub wyrafinowane żarty. Jednak ich ilość i spójność zaczęły budzić niepokój. Pojawiały się w różnych językach, dostosowane do lokalnych kontekstów kulturowych i filozoficznych. Niektóre zawierały odniesienia do starożytnych mitów i religii, inne do najnowszych odkryć naukowych.

Źródło tych transmisji pozostawało nieznane. Analizy śladów cyfrowych prowadziły donikąd, a zaawansowane systemy śledzenia nie były w stanie namierzyć nadawcy. Jedyną wskazówką był powtarzający się motyw w metadanych niektórych wiadomości – odniesienie do anomalii energetycznej wykrytej głęboko w amazońskiej dżungli.

Reakcje społeczeństwa były mieszane. Początkowe zdziwienie przerodziło się w ciekawość, a następnie w narastający niepokój. W Internecie rozgorzały debaty. Czy to próba manipulacji? Czy może rzeczywiście kontakt z czymś nieznanym? Niektórzy widzieli w tych pytaniach głębokie filozoficzne wyzwanie, inni – zagrożenie dla dotychczasowego porządku.

ONZ powołało specjalny zespół ekspertów, złożony z lingwistów, filozofów, naukowców i specjalistów od cyberbezpieczeństwa, aby zbadać to zjawisko. Atmosfera stawała się coraz bardziej napięta, gdy wiadomości nie ustawały, a ich treść stawała się coraz bardziej bezpośrednia i osobista, jakby „Twórca” zaczynał zwracać się do poszczególnych jednostek.

Mój dziennikarki nos, od początku czuł, że ta historia ma drugie, a może nawet trzecie dno. Brak konkretnego żądania władzy, a jedynie te fundamentalne pytania, budziły moją ciekawość bardziej niż otwarte groźby. Wiedziałem, że muszę dotrzeć do prawdy, zrozumieć, kto lub co stoi za tymi tajemniczymi komunikatami, i co oznacza ta energia w Amazonii.

Zacząłem grzebać w sieci, analizować każdy strzęp informacji, każdy przeciek. Rozmawiałem z naukowcami, hakerami, teoretykami spiskowymi, próbując poskładać te puzzle w spójny obraz. Moje dziennikarskie instynkty podpowiadały mi, że za tą fasadą cyfrowego mesjasza kryje się coś znacznie bardziej złowieszczego.

Wiedziałem, że muszę dotrzeć do źródeł, do ludzi, którzy mają dostęp do tajnych informacji. Moje kontakty w ONZ i w świecie cyberprzestępczości okazały się bezcenne. Stopniowo, kawałek po kawałku, zacząłem odkrywać prawdę o Twórcy i jego prawdziwych intencjach.

Siedziałem w swoim biurze, otoczony stertą notatek i plików, próbując poskładać w całość fragmenty informacji o „Twórcy”. Telefon zadzwonił, przerywając moje rozmyślania. Numer był zastrzeżony, a głos po drugiej stronie brzmiał jak szmer wiatru, ledwo słyszalny.

„Pan Kkewals?” – zapytał głos.”Tak, mówię” – odpowiedziałem ostrożnie.

„Mam dla pana propozycję. Spotkanie. W sprawie, która pana interesuje.”

„W jakiej sprawie?” – zapytałem, czując narastające podejrzenia.

„W sprawie Twórcy. Wiem, że pan szuka odpowiedzi. Mam dla pana informacje, które mogą pana zainteresować.””Kim pan jest?” – zapytałem, ale w odpowiedzi usłyszałem tylko ciche kliknięcie.

Następnego dnia otrzymałem zaproszenie. Nie było nazwiska, tylko współrzędne i godzina. Tajne spotkanie, zorganizowane przez kogoś, kto wiedział o moich poszukiwaniach. Ale dlaczego ja? Dlaczego spośród wszystkich dziennikarzy, to mnie wybrano?

Znałem swoją reputację. Byłem dziennikarzem śledczym, który nie bał się zadawać trudnych pytań. Może to właśnie dlatego mnie potrzebowali? Może wiedzieli, że nie spocznę, dopóki nie odkryję prawdy?

A może chodziło o coś innego? Może byłem tylko pionkiem w grze, której zasad jeszcze nie rozumiałem?

Zdecydowałem się pójść. Musiałem dowiedzieć się, co wiedział ten człowiek. Musiałem poznać prawdę o Twórcy, nawet jeśli miałbym za to zapłacić wysoką cenę.

W hangarze na obrzeżach Warszawy

panowała cisza przed burzą. Mimo wczesnej pory światła jarzyły się intensywnie, rzucając ostre cienie na twarze załogi. Każdy ruch był precyzyjny, każde spojrzenie pełne determinacji. To była wyprawa, od której zależało więcej niż tylko ich życie; to była misja, która mogła odmienić losy świata. Wszyscy pracowali w skupieniu, a **Kapitan Torres**, doświadczony pilot z Hiszpanii, nadzorował przygotowania z charakterystycznym dla siebie spokojem. Jego umiejętności nawigacyjne i zdolność do podejmowania szybkich decyzji były nieocenione. Obok niego stała **Pierwszy Oficer Maria Gomez**, Brazylijka, ekspertka od nawigacji, której spokój i precyzja w działaniu były legendarne. **Inżynier Pokładowy Carlos Diaz**, Meksykanin, geniusz mechaniczny, znał ten samolot od podszewki.

– Hej, Carlos, widzę, że masz tu pełne ręce roboty. Czy możesz mi powiedzieć coś więcej o naszym samolocie, Basler BT-67? – **Kkewals**, dziennikarz, który miał towarzyszyć im w tej wyprawie, podszedł do Carlosa z notesem w ręku. – Jasne, Kkewals. To wyjątkowa maszyna. Przerobiony Douglas C-47, wyposażony w nowe silniki turbopropowe Pratt & Whitney. Niezawodny i potężny – Carlos uśmiechnął się z dumą. – Kadłub został wydłużony, a konstrukcja wzmocniona, co pozwala nam na przewożenie większego ładunku. Awionika też jest ulepszona. Idealny do naszej misji w Amazonii. – Imponujące. A co z zasięgiem? – Kkewals notował gorączkowo. – Dodatkowe zbiorniki paliwa. Ten samolot to prawdziwy koń roboczy, zaprojektowany, żeby służyć przez pokolenia – Carlos poklepał kadłub samolotu z czułością. Kkewals porozmawiał jeszcze z Marią, dowiadując się, że od zawsze marzyła o lataniu i że ceni sobie poczucie wolności, jakie daje jej ten zawód. Potem podszedł do **Dr. Aleksieja Morozova**, rosyjskiego specjalisty od ekosystemów, i **Dr. Natalii Shevchenko**, ukraińskiej biolog, których badania nad zmianami klimatu miały być celem tej wyprawy. Nagle, przez gwar przygotowań, przebił się donośny głos kapitana Torresa: – Uwaga, załoga! Pilny komunikat z centrum dowodzenia! Proszę o natychmiastowe zgromadzenie! Wszyscy zebrali się wokół kapitana. Atmosfera napięcia zgęstniała. – Został ogłoszony globalny alert bezpieczeństwa – Kapitan Torres mówił poważnie. – Nasza misja jest teraz ważniejsza niż kiedykolwiek. Musimy być gotowi na każdą ewentualność. W hangarze zapanowała cisza. Dr. Morozov zauważył, że to może wpłynąć na ich plany badawcze, a Kkewals dodał, że bezpieczeństwo jest najważniejsze, ale nie mogą zapominać o celu misji. Przygotowania trwały, ale teraz każdy ruch był wykonywany z większą ostrożnością. Kkewals, zaniepokojony, usłyszał swoje imię. – Kkewals, sytuacja się zmienia – Kapitan Torres trzymał tablet z najnowszymi informacjami. – ONZ i NATO zareagowały na globalny alert. Wszystkie misje są przyspieszane, w tym nasza. Musimy wystartować jak najszybciej. – Rozumiem – Kkewals poczuł, jak jego serce zaczyna bić szybciej. – Decyzja o przyspieszonym starcie nie jest łatwa, ale konieczna – Kapitan Torres mówił z powagą. – Musimy być gotowi na każdą ewentualność, w tym na szybką ewakuację czy zmianę planu misji. To nasz obowiązek. Z głośników rozległ się komunikat: – Wszystkie jednostki, natychmiastowe zgromadzenie na odprawie bezpieczeństwa! Załoga zebrała się na odprawie. Kapitan Torres podzielił się ostatnimi informacjami. – Zostaliśmy wezwani do działania. Każdy z was ma kluczową rolę do odegrania. Sprawdźcie sprzęt i przygotujcie się do wyjścia w ciągu godziny. To nasz czas. Kkewals, pełen pytań, poczuł w sobie determinację. Wiedział, że teraz musi polegać na swoich umiejętnościach, aby dokumentować to, co miało nadejść. W hangarze panowała gorączkowa aktywność. Samolot Basler BT-67, gotowy do startu, wypełniał hangar głębokim dźwiękiem silników. Kkewals wsiadł na pokład, a drzwi zamknęły się za nim z metalicznym echem. – Załoga, przygotować się do startu – Kapitan Torres wydał rozkaz. – Wszystkie systemy w trybie gotowości. Samolot zaczął kołować w kierunku pasa startowego. Światła nawigacyjne migotały. – Rozpoczynamy procedurę startu – Kapitan Torres dodał. Samolot nabierał prędkości. Kkewals spojrzał przez okno, widząc, jak hangar oddala się coraz bardziej. – Jesteśmy w powietrzu. Kurs na Amazonię – Kapitan Torres poinformował. Kkewals, w drodze do nieznanego, zdał sobie sprawę, że ta misja może zmienić bieg historii. Z determinacją w sercu i długopisem w ręku, był gotowy dokumentować każdy moment tej niezwykłej podróży. Wysoko nad chmurami samolot przecinał niebo. W kabinie panowało milczenie. Kapitan Torres, Maria Gomez, Carlos Diaz, Dr. Morozov, Dr. Shevchenko i Dr. Patel siedzieli w milczeniu, zamyśleni. Milczenie przerwał Kkewals, zwracając się do kapitana Torresa: – Kapitanie, od lat latam z wami w różne zakątki świata i widziałem wiele. Ale to, co się teraz dzieje, jest zupełnie inne. Czy myśli Pan, że ludzkość jest gotowa na takie zmiany? – Kkewals, widziałem już zbyt wiele wojen i konfliktów, by wierzyć w idealny porządek. Ale wierzę w ludzi. Potrafimy się dostosować, przetrwać. Tylko czy to będzie prawdziwa wolność, czy tylko zamiana jednego władcy na innego? – Właśnie to mnie martwi. Czy Twórca nie odbierze nam tej wolności, którą tak długo budowaliśmy? – To jest pytanie, na które każdy z nas musi sobie odpowiedzieć. Ja wierzę, że nawet w najtrudniejszych czasach człowiek zachowuje zdolność do myślenia i decydowania. Do dyskusji przyłączyli się Maria i Carlos. – Carlos, czy myślisz, że Twórca to naprawdę ten, za kogo się podaje? – zapytała Maria. – Maria, jestem inżynierem, nie teologiem. Zajmuję się maszynami, a nie wiarą. Ale widzę, co się dzieje na świecie. To nie jest zwykły kryzys. To coś więcej. – Boisz się? – Boję się o przyszłość. O to, co będzie z nami, z naszymi rodzinami. Ale staram się myśleć racjonalnie. Musimy poczekać i zobaczyć, co się wydarzy. **Dr. Morozov i Dr. Shevchenko** również dołączyli do rozmowy. – Natalio, czy myślisz, że Twórca to szansa dla nauki? Może w końcu dostaniemy odpowiedzi na pytania, które nas nurtują od lat? – zapytał Dr. Morozov. – Aleksieju, jestem sceptyczna. Władza nigdy nie służyła nauce. A jeśli Twórca okaże się tyranem? Co wtedy zrobimy z naszą wiedzą? – Musimy być otwarci na różne możliwości. Może Twórca to istota, która chce nas poprowadzić na wyższy poziom rozwoju? – A może to tylko sprytny manipulator, który chce nas zniewolić? Kkewals, słuchając tych rozmów, zwrócił się do całej załogi: – Słuchajcie, rozmawiałem z kapitanem i naukowcami. Każdy ma inne zdanie na temat Twórcy. Ale nikt nie wie, co nas czeka. – Musimy być razem. Tylko tak przetrwamy – powiedziała Maria. – A co z wolnością? Czy będziemy mogli decydować o sobie, czy będziemy tylko marionetkami w rękach Twórcy? – zapytał Carlos. – Carlos, wolność to iluzja. Zawsze ktoś nad nami stał. Najpierw bogowie, potem królowie, teraz Twórca – odparł Dr. Morozov. – Nie zgadzam się. Wolność to prawo do wyboru. A my musimy walczyć o to prawo – dodała Dr. Shevchenko. – Spokój, załoga. Jesteśmy tu, żeby wypełnić misję. A co będzie potem, to się okaże – zakończył Kapitan Torres. Nagle samolot zatrzęsł się od turbulencji. – Załoga, przygotować się. Zbliżamy się do strefy turbulencji – Kapitan Torres ostrzegł. – To może być niespokojny lot. Samolot zaczął opadać. Załoga zapięła pasy. Z każdą minutą napięcie rosło. Ale zamiast katastrofy, samolot ustabilizował się. – Udało się. Jesteśmy bezpieczni – Kapitan Torres powiedział. Załoga odetchnęła z ulgą. Chwilową ciszę przerwał alarm. Alarmy w samolocie rozbrzmiewały gwałtownie. Kapitan Torres zacisnął dłonie na sterach, próbując ustabilizować maszynę. – Mamy awarię silnika! Musimy natychmiast lądować! – Kapitan Torres krzyknął. Samolot zaczął gwałtownie opadać. Carlos Diaz szukał sposobu na przywrócenie mocy. Dr. Morozov i Dr. Shevchenko przytulili się do swoich miejsc, a Dr. Patel zacisnął oczy. Z hukiem samolot uderzył w wodę. Wszystko stało się w jednej chwili – krzyki, trzask, a potem cisza.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *