ONZ, po latach kryzysów, wojen i konfliktów, w końcu zdołało wprowadzić globalną równowagę.
Kiedy tylko będą mówić: „Pokój i bezpieczeństwo!”, wtedy natychmiast spadnie na nich nagła zagłada — jak bóle porodowe na kobietę ciężarną. I na pewno nie umkną.
Zlikwidowano granice, wprowadzono wspólną walutę, a technologie odnawialne i sztuczna inteligencja zapewniły dobrobyt społeczeństwu. Konflikty zbrojne stały się rzadkością, a ludzkość skupiła się na rozwoju nauki i kultury.
Jednak obserwowałem te wydarzenia z mieszaniną nadziei i sceptycyzmu.
Pomimo tych osiągnięć, rabunkowa gospodarka nadal niszczyła Ziemię, a znaczna część społeczeństwa wciąż żyła w nierówności społecznej. Cały świat zmagał się z pandemiami i klęskami żywiołowymi, które zbierały ogromne żniwo śmierci. Przemoc w zaciszu domowym i inne przestępstwa kryminalne były na porządku dziennym. Nie wspominając o agresji w przestrzeni wirtualnej.
Aby utrzymać tę równowagę na miarę stabilnym poziomie, ONZ podjęło radykalne decyzje – zlikwidowano wpływy organizacji religijnych, które przez wieki były źródłem konfliktów. Religie zostały sprowadzone do roli prywatnych wierzeń i organizacji pozarządowych, jako instytucje utraciły władzę polityczną i ekonomiczną. A ogromna część społeczeństwa zaczęła wyrażać radość z powodu takiej decyzji.
Jako dziennikarz, który na własne oczy obserwowałem te wydarzenia, mogę powiedzieć, że atmosfera po decyzji ONZ była elektryzująca. Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj.
Tłumy wyległy na ulice, wiwatując i skandując hasła o wolności od religijnych dogmatów. Ludzie tańczyli, śpiewali, a nawet palili stare religijne symbole, manifestując swoją radość z nadejścia nowej ery. Rozmawiałem z wieloma z nich – młodzi ludzie opowiadali o końcu ucisku, o szansie na życie bez narzucanych im zasad. Starsi ludzie wyrażali nadzieję na pokój i tolerancję, na świat, w którym religijne waśnie nie będą już rozdzierać społeczeństwa.
W kawiarniach i parkach toczyły się gorące dyskusje. Jedni świętowali koniec religijnych wojen, które przez wieki nękały ludzkość. Inni widzieli w tym szansę na rozwój nauki i technologii, na uwolnienie się od religijnych zabobonów. Wszyscy jednak zgadzali się, że byliśmy świadkami historycznego momentu.
Socjologowie i politolodzy podkreślali, że decyzja ONZ odzwierciedlała narastające niezadowolenie społeczne z roli religii w polityce. Badania opinii publicznej wykazywały, że większość ludzi uważała religijne instytucje za źródło konfliktów i podziałów. Psychologowie tłumaczyli, że dla wielu osób likwidacja religijnych wpływów oznaczała uwolnienie od poczucia winy i lęku, od psychicznego obciążenia.
Media społecznościowe eksplodowały od postów i komentarzy wyrażających radość z decyzji ONZ. Hashtagi takie jak #KoniecReligijnychWojen, #NowaEra i #WolnośćOdDogmatów biły rekordy popularności. Ludzie dzielili się swoimi osobistymi historiami, wyrażając ulgę i nadzieję. W sieci pojawiały się też głosy krytyczne, ale były one w mniejszości. Większość internautów świętowała koniec religijnych wpływów, publikując memy i grafiki satyryczne, które wyśmiewały religijny fanatyzm.
Z powodu rangi misji dziennikarza, staram się zachować obiektywizm, ale muszę przyznać, że ta fala entuzjazmu była zaraźliwa. Ludzie wierzyli, że wreszcie nadeszła era racjonalizmu i tolerancji. Ale widziałem też niepokój, cień wątpliwości, czy ta radość nie jest przedwczesna.
Pamiętam, jak podczas gdy na ulicach panowała euforia, w zaciszu domów wielu ludzi wciąż modliło się w ukryciu. Dla nich decyzja ONZ była ciosem, utratą duchowego przewodnictwa. Ten kontrast między radością a smutkiem był namacalny. W telewizji i radiu dominowały relacje z ulicznych manifestacji radości, ale w internecie pojawiały się też nagrania z tajnych spotkań religijnych, gdzie ludzie wyrażali swój gniew i żal. Ten podział w społeczeństwie był głębszy, niż mogłoby się wydawać.
Twit, Twit. – Nagle, z rozmyślania wyrwało mnie powiadomienie.
„Bardzo się rozgniewaliscie i ja okarzę swój wielki gniew. Nadszedł wyznaczony czas na to, żeby zniszczyć tych, którzy niszczą ziemię”.
„Cooo jeeest, skąd ta wiadomość. Było dobrze po północy. W biurze GAI na Domaniewskiej nie było już nikogo. Zacząłem sprawdzać źródło informacji ale nie mogłem znaleźć źródła”.
Palce Kkewalsa nerwowo biegały po klawiaturze. „Bardzo się rozgniewaliście i ja okarzę swój wielki gniew. Nadszedł wyznaczony czas na to, żeby zniszczyć tych, którzy niszczą ziemię”. To nie był żaden znany cytat religijny, a ton – gniewny, oskarżycielski – wywoływał dreszcz niepokoju. Sprawdził datę i godzinę tweeta – dosłownie przed chwilą. Konto, z którego wysłano wiadomość, było świeżo założone, bez historii wpisów i obserwujących. Anonim.
Próbował znaleźć wzmianki o podobnych wiadomościach w innych mediach, w monitoringu sieci agencji. Nic. Cisza. Czy to jakiś szaleniec? Próba siania paniki w tak delikatnym momencie? Ale ten język… archaiczny, a jednocześnie pełen złowrogiej mocy.
Nagle, na ekranie jego drugiego monitora, w oknie wewnętrznego chatu GAI, pojawiło się nowe powiadomienie. „Ktokolwiek online z nocnej zmiany – pilne! Czy ktoś widział dziwny tweet z konta @VoxDei2060? Treść: [fragment tweeta Kkewalsa]”.
Odpowiedziałem natychmiast: „Ja widziałem. Właśnie to sprawdzam. Nic o tym koncie.
”Po chwili odezwał się głos z Pragi: „Mamy to samo. Konto założone godzinę temu. Treść identyczna. Zgłosili to nasi ludzie z monitoringu sieci.
”Za chwilę dołączyły kolejne zgłoszenia – z Nowego Jorku, Tokio, Dubaju. Identyczna wiadomość, wysłana mniej więcej w tym samym czasie z różnych, świeżo utworzonych i anonimowych kont. To nie był pojedynczy wybryk. To była skoordynowana akcja.
W biurze GAI w Warszawie nagle rozległ się dźwięk otwieranych drzwi. Do pomieszczenia nocnej zmiany wszedł zaspany, ale natychmiastowo wybudzony z letargu, szef działu cyberbezpieczeństwa, Marek. „Co się dzieje? Centrala dzwoniła. Mamy globalną anomalię w sieciach społecznościowych.
”Kkewals pokazał mu ekran. „To. Te wiadomości. Pojawiają się jednocześnie na całym świecie.
”Marek zmarszczył brwi, pochylając się nad monitorem. „Vox Dei… Głos Boga… Cholera. To wygląda na skoordynowaną akcję. Ale kto za tym stoi? I co to ma znaczyć?
”W ciągu następnych godzin nocne zmiany GAI na całym świecie pracowały w gorączkowym tempie. Monitorowano sieć, analizowano metadane, próbowano powiązać konta. Bez skutku. Ślady były zacierane z profesjonalną precyzją. Jedno stało się jasne: to nie był żaden amatorski wybryk. Ktoś, lub coś, przemówiło do świata w nocy po ogłoszeniu nowej ery. A treść tego przemówienia nie wróżyła niczego dobrego.
Kkewals oparł się na krześle, czując narastający niepokój. Euforia ulic ustępowała miejsca cichemu, pełnemu złych przeczuć pytaniu: czy ten upragniony pokój rzeczywiście nadszedł? A jeśli tak, to dlaczego w jego cieniu rozbrzmiewa tak gniewny i złowieszczy głos znikąd? Musiał dowiedzieć się, co kryje się za tymi tajemniczymi komunikatami. Musiał zrozumieć, kto lub co próbuje zasiać ziarno wątpliwości w tak kruchym momencie. Jutro rozpocznie własne śledztwo. A pierwsze kroki skieruje tam, gdzie radość mieszała się z najgłębszym smutkiem – do tych, którzy w ukryciu opłakiwali utratę swojego świata religijnego jakiego znali.
Następny rozdział: Cienie Modlitwy i globalne Przebudzenie