ONZ, po latach kryzysów, wojen i konfliktów wykorzystała swój potencjał, w końcu zdołało wprowadzić globalną równowagę.
Kiedy tylko będą mówić: „Pokój i bezpieczeństwo!”, wtedy natychmiast spadnie na nich nagła zagłada — jak bóle porodowe na kobietę ciężarną. I na pewno nie umkną.
Zlikwidowano granice, wprowadzono wspólną walutę, a technologie odnawialne i sztuczna inteligencja zapewniły dobrobyt społeczeństwu. Konflikty zbrojne stały się rzadkością, a ludzkość skupiła się na rozwoju nauki i kultury.
Nowa Era, Dawny Lęk
[Artykuł Kkewals dla GAI]
Jako dziennikarka, która na własne oczy obserwuję te wydarzenia, mogę powiedzieć, że atmosfera po decyzji ONZ jest elektryzująca. Tłumy wylegają na ulice, wiwatując i skandując hasła o wolności od religijnych dogmatów.
Widziałam ich radość, ale czułam, że to fasada. Jakby ta euforia była tylko ucieczką od rzeczywistości. Oczywiście, cieszyli się, że w końcu nastał koniec wojen i religijnych konfliktów. W końcu jeszcze niedawno świat wstrząsał brutalny konflikt w Strefie Gazy, gdzie w imię religijnych i narodowych dogmatów zabijano niewinnych cywilów. Pamiętali też długoletnią, krwawą wojnę na wschodzie Europy, gdzie rosyjscy żołnierze, wspierani przez fanatyczną retorykę, niszczyli sąsiedni naród.
W kawiarniach i parkach toczą się gorące dyskusje. Jedni świętują koniec religijnych waśni. Inni widzą w tym szansę na rozwój nauki i technologii, na uwolnienie się od religijnych zabobonów. Wszyscy jednak zgadzają się, że jesteśmy świadkami historycznego momentu.
Pisząc ten artykuł zastanawiałam się, jak łatwo ludzie oddają się zbiorowej histerii. Media społecznościowe eksplodowały od postów i komentarzy wyrażających radość. Hashtagi takie jak #KoniecReligijnychWojen, #NowaEra i #WolnośćOdDogmatów biły rekordy popularności. Ale jakoś czułam, że to puste słowa.
Socjologowie i politolodzy podkreślali, że decyzja ONZ odzwierciedla narastające niezadowolenie społeczne z roli religii w polityce. Badania opinii publicznej wykazują, że większość ludzi uważa religijne instytucje za źródło konfliktów i podziałów.
Nowa rzeczywistość, nowy porządek
[Fragment raportu GAI – Analiza społecznych skutków decyzji ONZ]
(…)
Z powodu rangi misji dziennikarki, starałam się zachować obiektywizm, ale muszę przyznać, że ta fala entuzjazmu była zaraźliwa. Ludzie wierzyli, że wreszcie nadeszła era racjonalizmu i tolerancji. Ale widziałam też niepokój, cień wątpliwości, czy ta radość nie jest przedwczesna.
Z dnia na dzień zniknęli pasterze, doradcy, spowiednicy. Oficjalnym powodem była utrata dotacji rządowych, które przez wieki utrzymywały ich instytucje. Zastąpili ich świeccy coachowie i psychologowie, którzy obiecywali spokój ducha w zamian za subskrypcję. Ale to nie było to samo.
W telewizji i radiu dominowały relacje z manifestacji, ale w internecie pojawiały się nagrania z tajnych spotkań religijnych, gdzie ludzie wyrażali swój gniew i żal. Ten podział w społeczeństwie był głębszy, niż mogło się wydawać.
Złowieszczy Głos
Twit, Twit. – Nagle, z rozmyślania wyrwało mnie powiadomienie.
„Bardzo się rozgniewaliście i ja okarzę swój wielki gniew. Nadszedł wyznaczony czas na to, żeby zniszczyć tych, którzy niszczą ziemię”.
„Cooo jeeest, skąd ta wiadomość. Było dobrze po północy. W biurze GAI na Domaniewskiej nie było już nikogo. Zacząłem sprawdzać źródło informacji ale nie mogłem znaleźć źródła”.
Palce Kkewals nerwowo biegały po klawiaturze a w głowie dudniło. „Bardzo się rozgniewaliście i ja okarzę swój wielki gniew. Nadszedł wyznaczony czas na to, żeby zniszczyć tych, którzy niszczą ziemię”. To nie był żaden znany cytat religijny, a ton – gniewny, oskarżycielski – wywoływał dreszcz niepokoju. Sprawdziła datę i godzinę tweeta – dosłownie przed chwilą.
Konto, z którego wysłano wiadomość, było świeżo założone, bez historii wpisów i obserwujących. Anonim.
Próbowała znaleźć wzmianki o podobnych wiadomościach w innych mediach, w monitoringu sieci agencji.
Nic. Cisza. Czy to jakiś szaleniec? Próba siania paniki w tak delikatnym momencie? Ale ten język… archaiczny, a jednocześnie pełen złowrogiej mocy.
Nagle, na ekranie drugiego monitora, w oknie wewnętrznego chatu GAI, pojawiło się nowe powiadomienie.
„Ktokolwiek online z nocnej zmiany – pilne! Czy ktoś widział dziwny tweet z konta @VoxDei2060? Treść: [fragment tweeta Kkewals]”.
Dziennikarka odpowiedziała natychmiast:
„Ja widziałam. Właśnie to sprawdzam. Nic o tym koncie.
”Po chwili odezwał się głos z Pragi: „Mamy to samo. Konto założone godzinę temu. Treść identyczna. Zgłosili to nasi ludzie z monitoringu sieci.
”Za chwilę dołączyły kolejne zgłoszenia – z Nowego Jorku, Tokio, Dubaju. Identyczna wiadomość, wysłana mniej więcej w tym samym czasie z różnych, świeżo utworzonych i anonimowych kont. To nie był pojedynczy wybryk. To była skoordynowana akcja.
W biurze GAI w Warszawie nagle rozległ się dźwięk otwieranych drzwi. Do pomieszczenia nocnej zmiany wszedł zaspany, ale natychmiastowo wybudzony z letargu, szef działu cyberbezpieczeństwa, Marek. „Co się dzieje? Centrala dzwoniła. Mamy globalną anomalię w sieciach społecznościowych.
”Kkewals pokazała mu ekran. „To. Te wiadomości. Pojawiają się jednocześnie na całym świecie.
”Marek zmarszczył brwi, pochylając się nad monitorem. „Vox Dei… Głos Boga… Cholera. To wygląda na skoordynowaną akcję. Ale kto za tym stoi? I co to ma znaczyć?
I wtedy, przypomniałam sobie sprawę, która wstrząsnęła moją branżą, choć media szybko ją wyciszyły. Kilka miesięcy temu, samotny artysta z Peru, przez lata walczący o uznanie tradycyjnych motywów swojej kultury, podjął desperacką próbę. W proteście przeciwko wykorzystywaniu jego dzieł przez globalną korporację bez zgody i wynagrodzenia, dokonał symbolicznego aktu.
Wdarł się do siedziby firmy i zniszczył cyfrowy system dystrybucji, skandując hasła o „prawach autorskich należnych Twórcy”. Nikt nie zrozumiał, co miał na myśli. Myśleli, że był po prostu szalonym radykałem. Ale ja wiedziałem, co to znaczyło. Czułam, że za jego słowami kryła się znacznie głębsza prawda o świecie, który nieustannie czerpał z dorobku innych, a jednocześnie zapomniał o źródle wszystkiego. Ten człowiek był dla mnie bohaterem, a jego czyn, choć przez media wyciszony, stał się dla mnie symbolem.
”W ciągu następnych godzin nocne zmiany GAI na całym świecie pracowały w gorączkowym tempie. Monitorowano sieć, analizowano metadane, próbowano powiązać konta. Bez skutku. Ślady były zacierane z profesjonalną precyzją. Jedno stało się jasne: to nie był żaden amatorski wybryk. Ktoś, lub coś, przemówiło do świata w nocy po ogłoszeniu nowej ery. A treść tego przemówienia nie wróżyła niczego dobrego. Kkewals oparła się na krześle, czując narastający niepokój.
Euforia ulic ustępowała miejsca cichemu, pełnemu złych przeczuć pytaniu: czy ten upragniony pokój rzeczywiście nadszedł? A jeśli tak, to dlaczego w jego cieniu rozbrzmiewa tak gniewny i złowieszczy głos znikąd? Musiałam dowiedzieć się, co kryje się za tymi tajemniczymi komunikatami. Musiałam zrozumieć, kto lub co próbuje zasiać ziarno wątpliwości w tak kruchym momencie. Jutro rozpocznie własne śledztwo. A pierwsze kroki skieruje tam, gdzie radość mieszała się z najgłębszym smutkiem – do tych, którzy w ukryciu opłakiwali utratę swojego świata religijnego jakiego znali.
Następny rozdział: Religie wrogiem wiary. Czyli globalne przebudzenie