Po niepokojącym ogłoszeniu kruchej globalnej równowagi, cyfrowa przestrzeń zaczęła pulsować niepokojącym zjawiskiem. Były to enigmatyczne wiadomości przemykające przez komunikatory, dziwne ciągi znaków generowane przez AI. Zanim na własną rękę zanurzyłam się w cienie religijnych skupisk, globalna machina GAI została uruchomiona. Szefostwo GAI wszczęło pilne konsultacje z najwyższymi szczeblami ONZ.
Spekulowano o skoordynowanej akcji przeciwników nowej globalnej polityki. Jednak skala i archaiczny charakter komunikatów wymykały się prostym wyjaśnieniom. W centrali GAI w Nowym Jorku powołano specjalny zespół analityków, ale wyniki były niejednoznaczne: fragmenty przypominały dawno zapomniane teksty religijne, inne nosiły ślady algorytmicznej generacji.
Podczas jednej z wirtualnych konferencji, Stefan, starszy analityk GAI w Warszawie, rzucił ciche podejrzenie: „A może… może to nie jest ludzkie?”
W pokoju zapadła cisza. Ta sugestia wydawała się absurdalna, ale w kontekście dziwnych, synchronicznych pojawień się komunikatów, zaczynała nabierać złowieszczego sensu. Czy to mogła być forma… odpowiedzi? Reakcji na globalne zmiany?
Mój własny instynkt dziennikarski ciągnął mnie w innym kierunku. Wierzyłam, że klucz do zrozumienia tych cyfrowych proroctw tkwi w reakcjach ludzi na rewolucję, która właśnie się dokonywała. W tych cichych modlitwach w ukryciu, w gniewnych szeptach na zamkniętych forach.
Złożyłam Markowi raport z moich analiz i poprosiłam o zgodę na rozpoczęcie własnego śledztwa. Chciałam zanurzyć się w ten ukryty świat wiary, porozmawiać z tymi, dla których decyzja ONZ była nie wyzwoleniem, lecz utratą zależności, a teraz — być może — utratą sensu.
Marek, choć z wyraźną rezerwą, zgodził się. „Uważaj na siebie, Kkewals. Nie wiemy, z czym mamy do czynienia.”
Przebudzenie
Następnego dnia ruszyłam na poszukiwanie odpowiedzi w sercach tych, którzy wbrew nowemu porządkowi wciąż szukali duchowego przewodnictwa.
Drzwi skrzypnęły cicho, gdy weszłam do skromnego mieszkania pana Jana. Emerytowany katecheta, którego namierzyłam przez stare kontakty, przyjął mnie z rezerwą. Spodziewałam się lamentu nad utraconą pozycją Kościoła. To, co usłyszałam, wstrząsnęło mną do głębi.
Zamiast narzekać na nowy porządek, pan Jan zaczął mówić o wewnętrznym przewrocie. O tym, jak odsunięcie religii od polityki i finansów paradoksalnie zmusiło go do głębszego zbadania fundamentów swojej wiary.
„Przez lata ufałem bezgranicznie – wyznał, jego głos drżał lekko – ufałem kazaniom, dekretom, hierarchii. Ale gdy to wszystko runęło, gdy zobaczyliśmy, jak niektórzy z naszych przywódców kurczowo trzymają się mamony i dawnych wpływów, coś we mnie pękło. Zacząłem czytać Pismo na nowo, bez narzuconej interpretacji. Odkryłem, jak byliśmy manipulowani. Jak w imię Boga budowano ziemskie imperia, jak prawda była naginana dla zysku i władzy.”
Z jego słów wyłaniał się obraz systemowego oszustwa. Opowiedział mi o grupie podobnie myślących osób – byłych gorliwych wyznawców różnych religii, którzy w obliczu zmian zaczęli kwestionować wszystko. To byli „Przebudzeni”.
„Te tajemnicze wiadomości…” – zaczął pan Jan – „…ich język jest dziwny, archaiczny, ale czasem uderzają w sedno naszych wątpliwości. Jakby ktoś z zewnątrz widział to, co my dopiero zaczynamy dostrzegać.”
Odkryłam, że wielu wiernych nie tęskniło za powrotem do dawnej władzy religijnej. Byli rozczarowani i zdradzeni przez system, który rzekomo miał ich prowadzić do zbawienia. Nowy porządek paradoksalnie otworzył im oczy na prawdę.
W kolejnych dniach spotkałem się z innymi osobami. Historie były podobne: ból, rozczarowanie i rodząca się gniew wobec tych, którzy w imię wiary budowali swoje ziemskie królestwa.
To nie był bunt przeciwko Bogu, ale bunt przeciwko ziemskim przedstawicielom Boga. Na marginesie spotkań usłyszałam szeptaną parafrazę: „Wyjdźcie z niej, ludu mój…” Nie brzmiało to jak wezwanie do oporu wobec ONZ, ale jak wołanie do przebudzonych, aby opuścili skorumpowane struktury własnych religii.
Moje śledztwo nabrało globalnego wymiaru. Od Fatimy, która studiowała wczesne teksty Koranu, po Lobsanga, byłego mnicha buddyjskiego, słyszałam uderzająco podobne historie o korupcji, hipokryzji i manipulacji.
Stefan z działu analiz w Warszawie przesłał mi zaszyfrowaną wiadomość: „Kkewals, nasze analizy ruchu w sieci wskazują na globalną falę przewartościowań wewnątrz społeczności religijnych. Wszędzie. Ludzie kwestionują autorytety, czują się oszukani. To masowe, oddolne zjawisko, które wybuchło równolegle z pojawieniem się tych dziwnych komunikatów.”
Wyglądało na to, że tajemniczy „Twórca” w jakiś sposób katalizuje globalny proces przebudzenia wewnątrz samych religii. Pytanie brzmiało: dlaczego teraz?
Manifest ITPA: Prawo Autorskie Twórcy
Zdałam sobie sprawę, że moje śledztwo skręciło w zupełnie nieoczekiwanym kierunku. Zamiast szukać spisku mającego na celu obalenie nowego porządku, natrafiłam na ITPA – Interdyscyplinarne Towarzystwo Praw Autorskich.
Ostatecznie znalazłam pełny manifest programowy ITPA, ukryty na serwerach zlikwidowanej uczelni teologicznej. To, co przeczytałam, wstrząsnęło moją naukową duszą. Manifest nie był traktatem religijnym, lecz systemowym.
Stworzenie człowieka „na obraz i podobieństwo” nie było metaforą, lecz kluczem do tego boskiego projektu. Była to Licencja. Człowiek otrzymał atrybuty Osoby: świadomość, twórczość i wolę. Te cechy były narzędziami do utrzymania Równowagi Mentalnej i Energetycznej w Dziele Autora.
W tym ujęciu, odrzucenie Zależności Energetycznej i postawa pychy – samostanowienie w oderwaniu od Twórcy – było naruszeniem Praw Autorskich. Był to błąd systemowy wprowadzony do Boskiego kodu kosmosu.
Zrozumiałam, dlaczego organizacje religijne musiały upaść.
ITPA dowodziło, że to właśnie religie stały się wrogami prawdziwej wiary. Zredukowały Boski plan do pragmatyki polityczno-finansowej. Nauka o odległym piekle i obietnica łatwego przebaczenia za datki stworzyła społeczeństwo „zdeprawowanych najemców”. Zgodnie z tymi naukami, Ziemia była tymczasowym mieszkaniem, które można niszczyć (rabunkowa gospodarka) bezkarnie. Ten gniewny cytat o zniszczeniu tych, którzy niszczą Ziemię, musiał być wymazany z ich nauczania, ponieważ stał w sprzeczności z modelem opartym na bieżących datkach.
Zdałam sobie sprawę, że ONZ nie zlikwidowało religii, bo były źródłem konfliktu— zlikwidowało je, bo religie same się zdyskredytowały, przestając głosić prawdę.
Echa Energii, Cień Zemsty
Wnioski zaczęły układać się w niepokojącą całość: tajemnicze komunikaty „Twórcy” wydawały się być katalizatorem globalnego przebudzenia.
Niemal jednocześnie, świat nauki i mediów obiegły sensacyjne doniesienia: wykryto nietypowe, niefizyczne źródła energii. Nie emitowały tradycyjnego promieniowania. Ale subtelnie wpływały na urządzenia pomiarowe. To było fizyczne potwierdzenie tezy ITPA: Autor jest niewyczerpanym źródłem energii. Pytanie brzmiało: Po co? I dlaczego największe anomalie wykrywano w najdzikszych zakątkach Ziemi?
Atmosfera gęstniała od poczucia zdrady i żądzy sprawiedliwości. Wtedy w mediach zaczął rozprzestrzeniać się nowy, niepokojący komunikat. Parafraza starożytnych słów, skierowana wprost do rozgniewanego społeczeństwa:
„Nie mścijcie się sami, umiłowani, lecz dajcie miejsce gniewowi; albowiem napisano: 'Pomsta do Mnie należy, Ja oddam’ – mówi Pan.”
Jaka pomsta? I kto przemawiał tymi słowami?
Wiedziałam już, że @VoxDei2060 nie był hakerem. Był logiczną konsekwencją globalnego błędu systemowego. Manifest ITPA – ten klucz do zagłady – był też kluczem do historii Sławomira i jego zniknięcia.
Moje śledztwo przestało być pogonią za spiskowcami. Stało się kroniką globalnego przebudzenia, którego ostateczna faza rozgrywa się w miejscach nienaruszonych przez ludzką pychę i naruszanie Praw Autorskich.
Następnym krokiem musiała być Amazonia, gdzie wykrywano największe anomalie energetyczne. Musiałam znaleźć ludzi, którzy napisali ten manifest. Musiałam znaleźć Sławomira. Moja misja właśnie się rozpoczęła.
Rozdział 4 – „Licencja Autora: Nieskończoność”
